Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na osiedlu Hallera mieszkańcy sami proszą się o nieszczęście

Marzena Wójcik
Te samochody zastawiły dojazd karetce.
Te samochody zastawiły dojazd karetce. M.W.
Problem dotyczy utrudnionego dojazdu do niektórych bloków na osiedlu Hallera, czego przyczyną jest odgradzanie się wspólnot płotami, słupkami i betonowymi pachołkami oraz zastawianie nielicznych dojazdów autami.

Apele nielicznych mieszkańców obawiających się niemożności udzielenia na czas pomocy przez służby publiczne odbijają się od Zarządów Wspólnot jak o mur. W odpowiedzi słyszy się, że grodzą się bo nie chcą aby na "ich” terenie, na "ich" trawniku parkowały auta.

W pewnym stopniu można to zrozumieć, aut jest coraz więcej i zajmują każdy dostępny kawałek gruntu. Właściciele nie patrzą, że blokują jedyny wolny dojazd do bloku, a pozostałe potencjalne drogi dojazdowe są zablokowane wymienionymi elementami architektonicznymi (ciekawe, kto w ogóle dał na to zgodę?!).

W ostatnią sobotę miało to poważne konsekwencje. Wieczorem w jednym z bloków zasłabł starszy mężczyzna. Natychmiast wezwano pogotowie, a ponieważ chory jeszcze samodzielnie oddychał spokojnie czekano na karetkę. Po około 10-15 minutach karetki nadal nie było, a stan zdrowia znacznie się pogorszył.

Po powtórnym telefonie zdziwiona dyspozytorka powiedziała, że karetka już jest na osiedlu i nie wie dlaczego nie ma jeszcze lekarza przy chorym. Z okien było widać błyskające gdzieś światła karetki, której kierowca próbował z różnych stron dostać się jak najbliżej klatki schodowej.

Niestety, możliwe dojazdy z dwóch stron blokowały nieprawidłowo zaparkowane auta, a przez trawnik nie można było dojechać przez powbijane metalowe słupy. Ponad półgodzinna reanimacja podjęta początkowo przez jedną z sąsiadek, a dopiero potem przez ratowników medycznych niestety nie powiodła się.

Te kilka minut być może zaważyły o życiu człowieka.

Na drugi dzień słyszałam od niektórych mieszkańców, że to wina ratowników, bo NIE CHCE im się podbiec tylko muszą podjechać pod samą klatkę. Ci, którzy tak mówią nie mają bladego pojęcia o sposobach ratowania ludzkiego życia i przepraszam za nich. W tym wypadku robili wszystko co w ich mocy by uratować człowieka, tracąc cenne sekundy na donoszenie sprzętu z daleko stojącej karetki.

(Już nawet nie wspominam, że w drzwiach wejściowych pousuwano nóżki do blokady drzwi i za każdym razem trzeba było dzwonić domofonem).

Argumenty, że każdy może potrzebować pomocy czy to Pogotowia Ratunkowego, czy Straży Pożarnej nie działają na wyobraźnię mieszkańców tak długo, jak długo ich samych nie dotknie nieszczęście. Ale czy naprawdę musi do tego dojść? Czy nie ma jakichś przepisów prawa budowlanego nakazującego zapewnienie bezpiecznego dojazdu do bloku?

A co do aut - wystarczyłyby częste wizyty Straży Miejskiej i wysokie mandaty. Myślę, że szybko nauczono by się szanować zakaz parkowania.

Ja osobiście obawiam się pożaru i to w środkowych klatkach, nie wiem czy drabina sięgnie na czwarte piętro…

OD REDAKCJI: Zwrócimy się do wymienionych służb z prośbą o stanowisko w sprawie poruszonego problemu.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Na osiedlu Hallera mieszkańcy sami proszą się o nieszczęście - Stargard Nasze Miasto

Wróć na stargard.naszemiasto.pl Nasze Miasto