Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z Natalią Przybysz o koncercie w Szczecinie, nowej płycie i o... smartfonach [KONKURS!]

Agata Maksymiuk
Zaczynała z siostrą w zespole Sistars. Dziś na koncie ma pięć solowych albumów. Ostatni ukazał się we wrześniu, ale zrobiło się o nim głośno na rok przed premierą za sprawą tematu aborcji, który artystka porusza w swoich utworach. Co przygotowała dla nas na poniedziałek?

Natalia Przybysz wystąpi 6 listopada w Operze na Zamku w Szczecinie. Artystka będzie promowała utwory z dwóch ostatnich płyt „Prąd” i „Światło nocne”. Bilety 80 zł - 90 zł.

Lubisz odwiedzać Szczecin?

Lubię i to bardzo. Szczególnie filharmonię. Byłam tam z moją poprzednią płytą „Prąd”, występowałam w złotej sali. W ogóle lubię Szczecin jako miasto. Poniekąd moja siostra jest związana z tym miejscem, tata mojej siostrzenicy stąd pochodzi. Miałam okazję spędzić tu noc, byłam w dzielnicy Pogodno. Wiem, też że Szczecin nie leży nad morzem i znam historię o tramwaju, którego trasa prowadzi na plażę.

Powiem ci, że tak naprawdę to wciąż czekamy na jego oficjalne otwarcie.

Jak linia zostanie utworzona, to ja chętnie zaśpiewam na jej otwarciu. (śmiech)

Jednak zanim to się wydarzy, 6 listopada spotkamy się na koncercie w Operze na Zamku. Czego możemy się spodziewać? Repertuar będzie pochodził głównie z nowej płyty?

W Operze na Zamku będę występować pierwszy raz. Koncert będzie niekrótki. W zasadzie zagramy całą płytę „Prąd” i całą płytę „Światło Nocne”. Myślę, że te płyty świetnie się ze sobą łączą i pasują do siebie klimatem i aranżacją, bo nagrywaliśmy je w tym samym składzie. Na scenie pojawi się też nowa energia, ponieważ mamy nowego perkusistę. Hubert Zemler, który grał ze mną prawie 10 lat odszedł z zespołu w stronę solowych działań. Jego miejsce zajął Kuba Staruszkiewicz, który wcześniej grał m.in. w zespole Marii Peszek. Kuba jest z Trójmiasta, to znakomity muzyk, który ma zupełnie inną energię niż Hubert. Wydaje mi się, że jest bardziej yang, a Hubert był bardziej yin, to oznacza, że na scenie jest dużo więcej ognia.

Idąc na twój koncert lepiej zostawić telefon w domu? Słyszałam, że nie lubisz jak koncerty nagrywa się telefonami. Rozprasza cię to, chodzi o prawa autorskie, a może to forma protestu?

W kontekście koncertu drażni mnie to, że publiczności nie ma tu i teraz, że uwaga poszczególnych osób jest gdzieś indziej, że ludzie zawężają swoje pole widzenia do kwadratowego ekranu. Chodzi też o to, że w momencie gdy ja daję z siebie 300 proc. i wołam ich żeby byli ze mną tu i teraz, to wtedy niektórzy myślą, że obejrzą to sobie później na swoim telefonie. Przez to zmniejszają tę energię, którą produkuję razem z moim zespołem i sprowadzają cały koncert do tej „zarazy” jaką są smartfony.

W innych kontekstach smartfony też cię tak drażnią?

Przyznam, że mam na nie uczulenie. Jestem strasznie zła kiedy np. nie mogę porozmawiać z moim chłopakiem, bo akurat przegląda to, co jest w telefonie i kiedy ja do niego mówię, on tylko dopowiada „mhmmm” a następnego dnia nie pamięta o czym rozmawialiśmy. Mój syn określił, że to są „martfony”, a nie smartfony, czyli z jednej strony siedząc nad telefonem wyglądamy jakbyśmy się garbili, bo się czymś martwimy, a z drugiej strony jesteśmy martwi, bo nie ma nas tu i teraz, jesteśmy gdzieś indziej. Stąd też nie lubię tych „martfonów” na koncertach i w ogóle. Dla mnie koncert to zupełnie coś innego, niż płyta, nagranie czy klip wideo. To rytuał, który się odbywa, który się odprawia i który ma moc.

Więc wróćmy do muzyki. „Światło Nocne” swoją premierę miało we wrześniu, ale przed tym za sprawą piosenki „Przez sen”, która dotyka tematu aborcji, krążek został uznany za kontrowersyjny. Jak to wpłynęło na odbiór pozostałych utworów? Czy „Przez sen” przyćmiło wydźwięk całej płyty?

Przyćmiło? Raczej nie, nie odniosłam takiego wrażenia. Utwór ukazał się „dawno temu” w stosunku do płyty, było to w czasie pierwszych Czarnych Protestów. „Światło nocne” i „Świat wewnętrzny”, które ukazały się przy okazji premiery krążka mają większą oglądalność i słuchalność. Podobnie z piosenką „S.O.S”, która sama z siebie znalazła się na liście przebojów Trójki. Także i ta piosenka poradziła sobie dużo lepiej, niż „Przez sen”. Więc nie, ten utwór na pewno nie przyćmił całej płyty. Chociaż ta piosenka ma swój ciężar i przez to jest dla mnie trudna do zaśpiewania, ale wydaje mi się, że i piosenka Vardo jest utworem podobnego kalibru.

To jeśli już wspominamy o „Vardo”, to co było inspiracją do powstania tego utworu? To dość niepokojąca kompozycja.

Ogólnie mówiąc inspiracją były listy wsparcia, od zupełnie obcych osób, które otrzymałam dzięki Akcji Demokracja. Było ich tak dużo, że objętościowo porównałabym je do encyklopedii świata i to bardzo szczegółowej. W pewnym momencie zorientowałam się, że trudno mi przeczytać je wszystkie. Każdy list to mnóstwo słów i imię. I właśnie te imiona zaczęły mi gdzieś rezonować w głowie i pomyślałam, że chcę napisać coś w drugą stronę i wysłać istotę mojego ruchu związanego z wywiadem dla Wysokich Obcasów. Po prostu chciałam, żeby więcej kobiet uwolniło się od tabu, żeby nie musiało nosić w sobie „ciemnej tajemnicy” i być podawanym ostracyzmowi społecznemu. Do tego w dziennikach Susan Sontag napotkałam na cytat: „Żadna z nich nigdy nie będzie już żyć w świetle dnia”, który pochodzi z książki Djuny Barnes „Nightwood” . Te słowa są też w środku okładki mojej płyty. Chciałam, żeby „Vardo” było zaklęciem odczarowującym ten cytat. Cytat, który dla mnie był zimny i straszny, który moim zdaniem oddaje hipokryzję panującą dziś w Polsce w kontekście aborcji.

A jakie znaczenie ma tytuł? Brzmi trochę skandynawsko.

Moja koleżanka Marta Berens pojechała na północ do Norwegii, do miasta Vardo, które jest nazywane „wyspą wilków”. Okazuje się, że tam spalono najwięcej czarownic w historii. Wszystkie te kobiety spłonęły żywcem. Marta chciała wziąć ze sobą jakąś piosenkę na drogę, więc dałam jej tę piosenkę, wtedy jeszcze bez tytułu. W Norwegii utwór jakby połączył się z historią miejsca, do którego trafił i wrócił do mnie z tytułem.

Każda twoja kolejna płyta jest bardziej dojrzała, ale kiedy ludzie słyszą twoje nazwisko i tak pada Sistars. Nie chciałabyś się już od tego odciąć?

Tak już jest i to jest naturalne. Sistars to moje muzyczne dzieciństwo. Cały czas mam w środku takiego wewnętrznego królika, pamiętam o tym czego nauczyłam się w zespole, czego Marek Piotrowski i Bartek Królik mnie nauczyli. Lata spędzone w studio i dążenie do perfekcji naprawdę się przydały i nadal są ważne.

KONKURS!

Zobacz również: Natalia Przybysz promowała "Światło nocne" w Białymstoku

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto