Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ewa Kasprzyk: dojrzali ludzie też mają wybór. Można żyć z pilotem w dłoni i oglądać non stop tv

Jolanta Wąs
Marlena Bielińska/Zwierciadło
Nie daje się zaszufladkować, wpisać w stereotyp. Zawsze patrzy do przodu, jednak nie szuka na siłę nowych wyzwań. Ma swój własny sposób na życie, ale nie zamierza oceniać stylu życia innych ludzi. Łączy wrażliwość aktorki z zaciętością sportowca. Ewa Kasprzyk – na pewno jeszcze nie raz nas zaskoczy.

Konkretna, otwarta, przyjazna. Nie ma w niej, powszechnego w show biznesie, napięcia ani pośpiechu. Takie jest pierwsze wrażenie i to zaskakuje, bo popkulturowy kod automatycznie przypisuje Ewie Kasprzyk najbardziej charakterystyczne cechy granych przez nią bohaterek. Szczególnie docentowej Wolańskiej, która ćwierć wieku po premierze „Kogla Mogla” wciąż jest gwiazdą internetu. Ten hit końca PRL-u przyniósł aktorce wielką popularność. Prawdziwa Ewa za PRL-em nie tęskni, ale obiektywnie wskazuje na plusy i minusy tamtych i obecnych czasów.

„Na pewno było wtedy przaśnie, zwyczajnie i niezbyt kolorowo. Mieliśmy wiele ograniczeń, niewiele nam było wolno. Nie mogliśmy podróżować, poznawać świata, ale ludzie byli bliżej siebie. Teraz jest otwartość i wolność, ale to my sami musimy decydować co wybierzemy. Jest taka wielorakość bodźców, że wielu osobom trudno podjąć decyzję, co chcą robić w swoim życiu, na co przeznaczą swój czas.”

Nowe czasy Ewę inspirują, z morza możliwości potrafi wybrać coś dla siebie.

„Kiedyś nie przyszłoby mi do głowy, żeby wziąć udział w walce bokserskiej i raczej nie dostałabym paszportu, żeby pojechać do Tajlandii i trenować tam tajski boks”

W październiku, jako pierwsza polska aktorka, stanęła w ringu. Klasa przeciwniczki – mistrzyni świata Iwony Guzowskiej – nadała temu pojedynkowi najwyższą rangę. Cel charytatywny też nie był błahy, bo gwarantował pomoc materialną dla domu dziecka w Stargardzie, rodzinny mieście aktorki. Do walki podeszła profesjonalnie. Obóz kondycyjny w ośrodku przygotowań olimpijskich. Treningi pod okiem zawodowego trenera, który docenił determinację i zaangażowanie Ewy. Był pod wrażeniem, że kobieta w wieku jego matki ma tak dobrą kondycję, podejmuje poważne sportowe wyzwanie i chętnie uczy się nowych rzeczy.

„Potrafię powiedzieć, że czegoś nie umiem. Tak było również w Tańcu z Gwiazdami. Nie mam problemu z wejściem w rolę ucznia. Jeśli nauczyciel jest profesjonalistą, to potrafi potencjał ucznia właściwie zagospodarować. Ale jednocześnie trzeba mieć w sobie dużo pokory. Dać się poprowadzić. Taka samodyscyplina przynosi efekty. Widać było różnicę w tym, jak tańczyłam na początku, a jak na końcu.”

Przygodę z programem aktorka wspomina bardzo dobrze. Również swojego trenera, Jana Klimenta. To dzięki niemu w życiu Ewy pojawiła się Shakira, suczka rasy papillon. Malutki piesek niewiele jeszcze wie o popkulturowym wizerunku swojej pani i pewnie dlatego tak śmiało narzuca swoje zdanie, próbuje rządzić. Ewa żartem komentuje, że z Shakirą wzajemnie uczą się cierpliwości. Mały piesek, wielkie wyzwanie. Tym większe, że to pies do spółki z córką.

Nowych wyzwań Ewa Kasprzyk się nie boi. Zwykle przychodzą do niej same. „Wyzwania rzeczywiście do mnie przychodzą, ale zauważyłam, że jest w tym pewna prawidłowość. Gdy się odważę zrobić coś nowego, na przykład wziąć udział w Tańcu z Gwiazdami, to później pojawia się kolejna rzecz, tak było z propozycją walki bokserskiej. Skakałam też już ze spadochronem. Co będzie następnym wyzwaniem? Nie wiem.” _Podkreśla, że odwaga i otwarcie na nowe jest bardzo ważne, ale zaraz dodaje: „Jednak nie polega to na tym, że koniecznie chcę pokazać co ja jeszcze potrafię i czym mogę zaskoczyć świat. Nie ma we mnie opętania ideą bicia kolejnych rekordów.”_

Pasję życia wyniosła z domu. Wspomina słowa ojca, dyrektora kilku stargardzkich szkół, że w życiu trzeba iść zawsze do przodu, ale nie jak czołg, tylko po prostu swoją własną drogą. To wymaga pewności, którą trzeba w sobie zbudować. Przydaje się przekonanie, że ta wybrana droga jest słuszna, nie należy za bardzo przejmować się oceną i wskazówkami innych. „W dzisiejszych czasach to naprawdę trudne. Jesteśmy poddawani permanentnej ocenie, ludzie często interesują się życiem innych bardziej niż swoim własnym. Wszechobecny jest hejt, który potrafi mocno zranić.”

Ewa przyznaje, że ma odwagę robić to co czuje, że jest dla niej dobre. Ma też świadomość, że jako osoba publiczna za każdym razem będzie oceniana surowo. „A człowiek jest przez to człowiekiem, że może popełniać błędy i wyciągać z nich wnioski.” Sama nie zamierza nikogo oceniać. „Za dużo jest tej oceny w naszym życiu. Ten się tak ubrał, a ta źle wygląda... Ktoś coś powinien, a inny absolutnie nie może czegoś robić... Dajmy ludziom prawo do decydowania o tym, jak chcą żyć.”

Sama najchętniej spędza czas aktywnie. Jest typem aktorki-sportowca. Zaczęło się już w dzieciństwie, gdy trenowała pływanie w klubie Neptun Stargard. Codzienne treningi, przeróżne zawody pływackie. Sport wpisał się na zawsze w jej życie. „Mój zawód wymaga kondycji. Bez regularnego treningu po prostu jej nie będzie.”

Aktorkę cieszy, że do aktywności fizycznej zachęcani są również ludzie dojrzali. „Promujmy różne możliwości i bycie aktywnym w każdym wieku. Dojrzali ludzie też mają wybór. Można żyć z pilotem w dłoni i oglądać non stop telewizję, pić piwo i co sobotę grillować. W końcu grillowanie to nasz sport narodowy! Dlaczego nie? Proszę bardzo! Ja tego nie oceniam, nawet czasem na grilla dam się zaprosić, ale na dłuższą metę takie spędzanie czasu mnie nie bawi.”

Sport kojarzy się Ewie z dążeniem do celu i konsekwencją. Jej zdaniem istotne w życiu rzeczy w ogóle nie przychodzą łatwo. Aby osiągnąć to co ważne, często trzeba pokonać opór materii. „Cztery razy zdawałam do szkoły teatralnej i w końcu się dostałam, choć wydawało się już, że zawodowo będę w życiu robić zupełnie coś innego. Człowiek powinien wierzyć w to, że ma rację. Nie można ślepo wierzyć w zdanie innych, bo często to właśnie inni się mylą.”

W takiej postawie wspiera też swoją córkę, Małgorzatę Bernatowicz. „Jest przekonana, że chce śpiewać, że to jej droga. A na początku drogi rzadko się zdarza, że ktoś pomaga w realizacji marzenia, często jest wręcz przeciwnie. Wtedy trzeba samemu iść pewnie do celu, nie poddawać się. Cytując klasykę – przez trudy do gwiazd!”

Przykład śpiewającej córki, która z wykształcenia jest anglistką to przyczynek do rozmowy o umiejętnościach. Bo to one coraz bardziej liczą się w dzisiejszych czasach. Często dużo bardziej niż formalne wykształcenie i dyplomy. Tu wyraźnie widać różnice pokoleniowe. Młodsze pokolenie odważniej wychodzi poza narzucone ramy, starsze jest bardziej zachowawcze, a przecież to osoby dojrzałe dysponują całą gamą zdobytych w życiu umiejętności, które mogą mieć realną wartość rynkową. Ewa Kasprzyk myśli nowocześnie: „Dyplom dziś niczego nie gwarantuje, ja mam nawet dwa – jestem magistrem pedagogiki i magistrem sztuki, ale przecież nie na tych papierach opieram swoją zawodową aktywność. Trzeba organizować przestrzeń wokół siebie, podejmować nowe wyzwania, próbować - również zawodowo - nowych rzeczy. Trzeba się szkolić i rozwijać. Gdybym tylko czekała na propozycje ról filmowych mogłoby się okazać, że nie ma dla mnie pracy, bo film dziś kompletnie pomija dojrzałe aktorki. Więc gdy nie jestem już tak zajęta w filmie skupiam się na teatrze.”

Zdaniem Ewy Kasprzyk umiejętności muszą być jednak rzeczywiste, a nie domniemane. Jest profesjonalną aktorką i w pracy od partnerów oczekuje przede wszystkim zawodowych umiejętności. W czasach, gdy na scenie staje wielu aspirujących celebrytów pojawiają się też nowe wyzwania dla zawodowych aktorów. Muszą oni podwójnie pracować na efekt proponowanej widzom całości. „Jestem wrażliwa na fałsz. Gdy gra się z kimś bez zawodowych umiejętności to czasem aż wszystko boli. Ale nie mogę nic zrobić prócz dołożenia wszelkich starań, bo sztuka aktorska to praca zespołowa. Musimy dać radę wspólnie zrealizować zadanie.”

Znaczenie pracy zespołowej aktorka podkreśla wielokrotnie. „Nikt nie zdobywa Oscara w pojedynkę. W teatrze mój partner sceniczny pracuje na mnie, a ja na niego. Nic z tego nie wyjdzie, gdy tylko ja będę dobra. Musimy współpracować, bo budujemy całość sztuki.”

Choć pracuje dużo nie wyobraża sobie, by spędzić życie wyłącznie na pracy. „Rozmawiałam ostatnio z człowiekiem, który czterdzieści lat przepracował w tak zwanym „zakładzie pracy”. Bez jednego dnia zwolnienia. Na hobby zupełnie nie miał czasu, teraz na realizację marzeń brakuje mu zdrowia. To również problem dzisiejszych czasów, nowoczesnych korporacji, które całkowicie pochłaniają swoich pracowników. Ja też mogłabym pracować ciągle, bo wciąż pojawiają się nowe projekty, są pomysły na nowe spektakle. Ale tak się nie da. Trzeba czasem odpocząć, pobyć z ludźmi, spróbować czegoś innego. Nie bać się zaryzykować.”

To, że ryzyka zawodowego się nie boi aktorka udowodniła już nieraz. Podejmuje się zagrania postaci kontrowersyjnych, w pracy dotyka trudnych tematów, przyczynia się do przełamywania tabu.

Potrafi też skoczyć na głęboką wodę. Po siedemnastu latach w gdańskim Teatrze Wybrzeże, gdzie miała mocną pozycję i status gwiazdy, przeniosła się do Warszawy, by zawodowo zacząć wszystko od nowa. „I trafiłam do zespołu, gdzie wszyscy byli gwiazdami! To dopiero jest wyzwanie! W takich sytuacjach trzeba umieć sobą zarządzić i ja w tamtym momencie zarządziłam sobą najlepiej jak umiałam. Należę do ludzi, którzy gdy dochodzą do ściany to wiedzą, że już się z tej ściany nic więcej nie wyciśnie. Bo już zrobiliśmy wszystko. I jeżeli życie daje nam nową szansę, to nie ma się czego bać. Trzeba spróbować, zmierzyć się z nią, wykorzystać jak najlepiej.”

Pytana czy wyobraża sobie całkowitą zmianę, funkcjonowanie poza światem aktorskim zastanawia się chwilę i odpowiada, że tak. „Na pewno trzeba byłoby przeanalizować co potrafię i za co mogłabym dostawać pieniądze. Gotować nie umiem, więc to odpada. Ale gdy się dobrze zastanowić to każdy coś potrafi. Może mierzyłabym ludziom ciśnienie?” - odpowiada ze śmiechem i dodaje, że w trudnej sytuacji potrafiłaby zminimalizować swoje potrzeby. „Przyjemnie jest jeździć dobrym samochodem, ale nie to jest najważniejsze. Nie sądzę, żebym chciała u kresu życia być otoczona nadmiarem. Raczej bliższe jest mi podejście ludzi, którzy pod koniec starają się wszystko wyzerować. W ogóle czasem warto przemyśleć, jak bardzo jesteśmy przywiązani do rzeczy. Ja nie boję się myśli, że sprzedaję wszystko i wyjeżdżam z małą walizką. Na przykład do Tajlandii...”

Ale to na razie alternatywna wizja przyszłości. W tej chwili aktorka jest zajęta bieżącymi projektami. W styczniu 2016 czeka ją premiera sztuki „Kto się boi Virginii Woolf?” w Teatrze Polonia. Trwają też próby do monodramu inspirowanego życiem Michaliny Wisłockiej. „Okazuje się, że mam przed sobą duże wyzwanie – muszę przełamać swoją witalność, stonować swoją naturalną energię. Sztuka pokazuje Wisłocką już jako kobietę słabą, schorowaną. A we mnie jest dużo energii, w przypadku tej roli za dużo. Muszę nad tym popracować. Nauczyć się innej ekspresji.”

O czym Ewa Kasprzyk marzy zawodowo? „O takiej krwistej, mocnej, godnej roli. Tak, myślę, że teraz jest dobry moment, żeby zagrać królową!”

Wywiad udostępniła naszemu portalowi autorka: Nasze Miasto Stargard, Jolanta Wąs.

Pochodzi z Witryny Pracy 50+ , o której pisaliśmy tutaj:

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na znin.naszemiasto.pl Nasze Miasto