Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trudne sprawy w Caritas

Emila Chanczewska
- Nie wrócę do Caritas choćbym miał spać na ławce i na niej umrzeć! - zarzeka się Zdzisław Przybylski.
- Nie wrócę do Caritas choćbym miał spać na ławce i na niej umrzeć! - zarzeka się Zdzisław Przybylski.
Były mieszkaniec noclegowni i jego pochodząca z Ukrainy przyjaciółka narzekają na panujące tam zasady. - Kto stawia wymagania, jest wrogiem - odpowiada dyrekcja. - My jesteśmy od wsparcia, nie od opieki.

Zdzisław Przybylski ma 60 lat i bogatą przeszłość. Więzienia, alkoholizm, trzy zawały. Praca w wojsku i handelek.
- Wziąłem się w garść, nie piję, bo ta kobieta mi pomogła, zrozumiałem, że jest przyjacielem - mówi pan Zdzisław, który do redakcji Głosu przyszedł ze swoją przyszłą żoną.
Ta pochodząca z Ukrainy, mieszkająca od prawie 20 lat w Stargardzie drobna kobieta od dwóch lat jest po rozwodzie. Odeszła z młodszą córką od męża alkoholika, który znęcał się nad nią psychicznie. Starsza córka jest już samodzielna. Młodsza jest nadwrażliwa, ma zaburzenia odżywiania.
- Ostatnie dwa lata mieszkałam w domu Caritas przy Krasińskiego, gdzie się poznaliśmy - opowiada (nazwisko do wiadomości red.). - Chcę nagłośnić jak tam jest od środka. Człowiek nie jest traktowany jak człowiek. Byłam nieraz obrażana za swoje pochodzenie. Zgadzam się z dyscypliną, z wymaganiami, ale pracownice zwracały mi uwagę, że mnie wciąż nie ma, że nie uczestniczę w życiu domu. Pisały na mnie notatki do pani dyrektor, wypominały stare sprawy. Pani dyrektor wprost nazwała mnie złodziejką.
Dyrektor zapewnia, że ani kobieta ani pan Zdzisław nie mają zamkniętej drogi do schroniska. Mimo że mieszkanka została złapana na wynoszeniu jedzenia i środków chemicznych. Co jest zabronione, bo stwarza zagrożenie wymiany produktów na alkohol. I że nie oddała przez dwa tygodnie kluczy do opuszczonego pokoju, który miał być odmalowany.
- Ze względu na córkę miały do swojej dyspozycji trzyosobowy pokój - mówi Agnieszka Hołubowska, dyrektor Centrum Socjalnego Caritas w Stargardzie. - Wystąpiłam do prezydenta o mieszkanie dla nich, ręcząc za przeprowadzenie remontu. Ma je przyznane, czeka na wskazanie. Nie uważam, że czegoś nie dopełniliśmy ani też, że ta pani jest coś nam dłużna. Dostała dużo. Były z córką na kolonii, wróciły zadowolone.
Dyrektor mówi, że nigdy nie potwierdziły się zarzuty, że ktoś kobietę prześladuje, nie miała na to świadków.
- Było ciągłe niezadowolenie, pretensje, straszenie gazetami - opowiada szefowa CS Caritas. - Dla takich osób kto stawia wymagania, jest wrogiem. Mieszkańcy czasem się jednoczą przeciwko "wspólnemu wrogowi". Obowiązków u nas jest sporo. Każdy jednak ma tę samą ilość dyżurów. Trzeba pilnować regulaminu, w którym podstawą dla panów jest brak używek, a dla kobiet odpowiedzialność za swoje dzieci.
W dwóch domach Caritas przy Krasińskiego mieszka obecnie około 30 kobiet z dziećmi i 44 mężczyzn.
- Dużo ludzi, dużo konfliktów - nie ukrywa dyrektor Hołubowska. - Mają tu dobre warunki, co potrafią docenić ci, którzy mieszkali w innych schroniskach. Motywacja wzrosła, gdy powstało mieszkanie wspomagane. Najlepiej też wszystko reguluje praca, większość osób pracuje. A my nie jesteśmy od opieki, lecz od wsparcia ich w rozwoju.
Pan Zdzisław mówi, że nie chce tam wracać.
- Na początku wydawało mi się, że to wspaniałe miejsce - mówi. - I jest tam wielu wspaniałych ludzi. Pan Damian uratował mnie, gdy leżałem nocą pijany w parku. Ale to jest więzienie, a większość pracowników tam się nie nadaje.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na stargard.naszemiasto.pl Nasze Miasto