- Plan był taki piękny. Pociągiem o 5:10 do Stargardu. W Stargardzie o 6:03. 20 minut z dworca nad rzekę. Nadmuchać czółno i o 7 być na wodzie.... Ten plan nie tylko był piękny, on był dopasowany na styk. Do przepłynięcia 42 km. Od 7 do 17 jest 10 godzin białego dnia. Woda wysoka. Nurt szybki. Na spokojnie dopłynę. A jeśli by tak jeszcze użyć wioseł? To nawet jakieś ogniseczko obiadowe sobie zapalę na brzegu...
- relacjonuje goleniowianin.
Pobudka w sobotę o 4. Kanapki, kawa w termos. Sprawny przemarsz z tobołkiem na wózku na dworzec. Super! Sprawnie, bez nerwów i pospiechu. Plan jak szwajcarski zegarek. Wszystkie elementy spasowane. Przed piątą dumny z siebie byłem już na peronie. O godzinie 5:10 plan się posypał. Pociąg nie przyjechał, bo akurat ten jeździ tylko w dni robocze. Czyli wracamy do normy: improwizacja/partyzantka. Szast prast!... i kajak na wodzie "już" o godzinie 9. Jezu, jak dobrze, że przezornie zabrałem wiosła... O godzinie 9 superczułe (gdyby takowe istniały) wskaźniki poziomu rzeki Iny w Stargardzie odnotowały nagły wzrost poziomu wody, zaś w Goleniowie wskaźniki wykazały opadnięcie poziomu rzeki. Staś zaczął wiosłować.
- dodaje.
Jak wyglądał spływ z poziomu wody, możecie zobaczyć na zdjęciach zamieszczonych w galerii. Kajakarzowi niestety nie udało się osiągnąć założonego celu, wyprawę zakończył bowiem, jak sam informuje, po przepłynięciu "Meandrów Szaleństwa" między mostem w Sownie, a mostem na wysokości leśniczówki w Łęsku. Na dopłynięcie do Goleniowa zabrakło mu dwóch godzin, straconych rano na dojazd do Stargardu.
Bądź na bieżąco i obserwuj:
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?