Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Opowieść sentymentalna... o Niemce urodzonej w Stargardzie na początku lat 40-tych

Krzysztof Żyto
Każdy z nas ma gdzieś swoje rodzinne korzenie. Nawet ci z nas urodzeni w Stargardzie mogą mieć korzenie w Wilnie, Grodnie, Stanisławowie czy Poznaniu. Wynika to z tradycji rodzinnych, odmienności kulturowej, czy zwykłych ludzkich przyzwyczajeń naszych rodziców czy dziadków.

Rozumiemy nasze sentymenty do terenów wschodnich II Rzeczpospolitej. Trudniej nam pogodzić się, że takie same uczucia budzi Stargard i okolice wśród Niemców zamieszkałych na tych ziemiach przed II wojną. Pokazała to nawet dyskusja na forum naszego portalu pod artykułem „Kolorowy Stargard sprzed lat”

Jak obiecałem w tej dyskusji opowiem Państwu pewną sentymentalną historię o Niemce urodzonej w Stargardzie na początku lat 40-tych.

W latach 90-tych pracowałem, jako prokurent w niemieckiej firmie Falke. Firma zajmowała się budową domów z pruskiego muru i handlem sprzętem rolniczym. Z racji swoich obowiązków często przebywałem na terenie Niemiec. Starsi Niemcy byli często ciekawi, jak wyglądają ich tereny i co na temat powojennych losów tych ziem, myśli Polak urodzony tam już po wojnie. Były to z reguły kontakty o charakterze sentymentalnym, bez wrogości i nienawiści.

Będąc w Dolnej Saksonii spotkałem panią Katrin Schmeling - bardzo sympatyczną nauczycielkę mieszkającą w małej miejscowości Melbeck. Gdy okazało się, że urodziła się w naszym mieście nasza rozmowa potoczyła się bardzo miło. Pani Katarzyna wykazywała bardzo duże zainteresowanie Stargardem. Wykazywała się także bardzo duża wiedzą o naszym mieście. Wypytywała o kościoły – Johanenkirche (świętego Jana), Marinenkirche (świętej Marii Panny), o ulice (mieszkała na ulicy Inastrasse).

Rozmowa zakończyła się tym, że zaprosiłem ją do odwiedzenia naszego miasta.

Wizyta pani Katrin Schmeling odbyła się pod koniec czerwca 1994 roku.

Zwiedzając Stargard widziałem emocjonalne podniecenie Katrin. Koniecznie chciała sobie coś przypomnieć. Rozpoznawała kościoły – Jana, Najświętszej Marii Panny. To zrozumiałe. Szukała rodzinnej ulicy – Inastrasse. Nie miałem w tym czasie niemieckich map. Jeździliśmy nad Iną – ul. Curie Skłodowskiej, park nad Iną. Niestety Katrin nie bardzo mogła rozpoznać te miejsca. Już po latach dowiedziałem się, że Inastrasse to ul. Kuśnierzy nad kanałem Iny.

Ale najbardziej emocjonalny moment wizyty mieliśmy wciąż przed sobą. Katrin opowiadała, że dużo czasu spędzała u dziadków w Sassenhagen. Z mapy rozpoznaliśmy, że to obecne Chlebówko. Gdy tam pojechaliśmy, Katrin kazała nam szukać dużego domu. Jakie było nasze zdziwienie, gdy tym dużym domem okazała się miejscowa szkoła. Po prostu Katrin wymieniła w rozmowie z mieszkanką Chlebówka nazwiska swojego dziadka: HOLZKAMM. Okazało się, że to znane nazwisko wśród polskich mieszkańców Chlebówka. Wtedy nie znałem niemieckiej historii Chlebówka.

Obecnie na stronie internetowej gminy Stara Dąbrowa można między innymi przeczytać, że „Chlebówko jest wsią o metryce średniowiecznej, najprawdopodobniej XIII-wiecznej. … W 1830 r. folwark w Chlebówku kupił Gottlieb Quandt, który w 1851 r. podzielił go na dwie części „A” i „B”, oddzielone drogą do Krzywnicy. Część „A” (ok. 370 ha) w 1861 r. nabył Rudolf Rohreck, a w końcu XIX w. rodzina Schräder; ostatnim przedwojennym właścicielem był Karl Holzkamm.

Tyle oficjalnej historii. A teraz historia ludzka – pojedynczego człowieka.

Ojciec Katrin - Fritz Schmeling w 1923 roku ożenił się z Heleną Holzakmm (uroczystość na załączonej fotografii). Jego żona Helena zmarła 1929 roku nie pozostawiając potomstwa. Fritz jednak utrzymywał kontakty ze swoimi teściami Holzkammami. Może dlatego, że ich jedyny syn Walter zginął w 1918 roku mając 21 lat.

Fritz powtórnie ożenił i z tego drugiego małżeństwa na początku lat 40-tych urodziła się moja znajoma – Katrin. Katrin uważała Holzkammów za swoich prawdziwych dziadków. Spędzała u nich wiele czasu. Tu kąpała się w pobliskim oczku, tu biegała po polach. Pobyt w Chlebówku był dla niej powrotem do miejsc z dzieciństwa.

W pobliskim parku znaleźliśmy zniszczone kamienie nagrobne, gdzie Katrin bardzo wzruszona odnalazła swoje nazwisko – Schmeling (pochowana tam została pierwsza żona jej ojca). Katrin wzruszona odczytywała napisy na kamieniach nagrobnych. Potem rozbawiona biegała po polu z kwitnącym rzepakiem. Rozrzewniona znalazła w pobliżu pałacu mocno już zarośnięte oczko, w którym kapała się na początku lat 40-tych. Było w tym wszystkim wiele ludzkiego wzruszenia.

Potem przyszedł list. Już bez pierwszych wzruszeń, za to zawierający kilka ważnych refleksji. Katrin napisała, że jej stare wyobrażenia o Stargardzie były w jej pamięci wyobrażeniami raju – nierealne i piękne. Po wizycie „49 lat po ucieczce” (49 Jahre nach der Flucht), jak napisała stwierdziła, że „nie jest tak pięknie, jak sobie wyobrażała”. Stwierdziła, że krajobrazy z okolic Stargardu są podobne do tych w Dolnej Saksonii, gdzie obecnie mieszka. Kocham swoją nową „małą ojczyznę”, chociaż powietrze na wschodzie jest bardziej przejrzyste – zakończyła swoją refleksję z pobytu w Stargardzie.

Od tamtego czasu nie spotkałem już Katrin Schmeling. Myślę jednak, że dla niej, jako człowieka, którego doświadczyła historia, lepiej jest zostać przy dziecięcych wyobrażeniach raju i kochać „małą ojczyzną”, w której obecnie mieszka. Pozwala to na zachowanie spokoju ducha i zachowanie idealnego świata dziecięcych przeżyć. Bez zawiści i pretensji. To takie ludzkie.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na stargard.naszemiasto.pl Nasze Miasto