Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ul. Brzozowa w Stargardzie. Ludzie boją się dzików

Emila Chanczewska
Alina Prus i Julia Rejmer prosiły łowczego Franciszka Błaszaka o pomoc w rozwiązaniu problemu z dzikami.
Alina Prus i Julia Rejmer prosiły łowczego Franciszka Błaszaka o pomoc w rozwiązaniu problemu z dzikami. Emila Chanczewska
Na obrzeżach miasta odbyło się spotkanie z udziałem mieszkańców, urzędniczek i łowczych. Razem próbowali znaleźć rozwiązanie problemu, którym są buszujące przy domach dziki.

- Nie chodzi o odszkodowania, ale o bezpieczeństwo i o nie niszczenie naszych trawników i drzewek - podkreślały Julia Rejmer z ulicy Brzozowej i Alina Prus z Gospodarskiej.
Pod ich domy, przeważnie nocą, w poszukiwaniu pożywienia podchodzą dziki. Widziane tam było stado dziesięciu dużych i dwóch warchlaków. Osoby starsze boją się wychodzić.
- Boję się też wypuszczać z domu wnuczkę, która do mnie przyjeżdża - mówi Alina Prus. - Wieczorami słychać, jak coś buszuje w krzakach, nie wiadomo czy to sarny, czy dziki.
Posadziłam żywopłot, to na drugi dzień go wyryły.

Na końcu ulicy Brzozowej, po monitach Julii Rejmer, miała się odbyć wizja lokalna z udziałem urzędniczek z wydziału ochrony środowiska starostwa powiatowego i łowczych z Koła Łowieckiego Daniel. Śnieg nieoczekiwanie przysypał wyrządzone przez dziki szkody, ale pani Julia zapobiegliwie dzień wcześniej zrobiła zdjęcia, na których wyraźnie widać, jakie są skutki buchtowania dzików na przydomowej trawie.

- Kosimy trawę, a na drugi dzień wszystko jest zryte, trzeba układać ją z powrotem i uklepywać - opowiada Julia Rejmer.

Dziki podchodzą pod domy, nie odstraszyły ich zawieszane na drzewkach czerwone kokardki ani plastikowe butelki.

- Dzik nawet strachów się nie boi, po kilku dniach uodparnia się też na preparaty o silnym zapachu ludzkiego potu - mówi Franciszek Błaszak, prezes Koła Łowieckiego Daniel w Stargardzie. - Dzik boi się tylko prądu, ale elektryczne pastuchy sprawdzają się na polach, tu przy krzakach zostałyby zerwane.

Konkluzja ze spotkania była taka, że to magistrat powinien wynająć np. łowczego miejskiego ze Szczecina, który by odłowił dziki z terenu miasta.
- Dzikie zwierzęta nie są nasze, tylko skarbu państwa! - odpowiada Jan Diaków, zastępca inżyniera miasta ds. ochrony środowiska. - Mamy zobowiązania wyłącznie do zajmowania się zwierzętami gospodarskimi i domowymi, w tym kotami oraz do uprzątania potrąconych zwierząt z pasa drogowego.

Julia Rejmer załamuje ręce mówiąc, że niemalże od roku prowadzi batalię, poszukując tego, kto odpowiada za dziki.
- To nie jest teren łowiecki, to nie są szkody w uprawach, na gruntach rolnych! - podkreśla Franciszek Błaszak, odsyłając do urzędu miejskiego.

- Jeśli mieszkańcy chcą się pozbyć intruzów, muszą ogrodzić swoje prywatne posesje! - mówi Jan Diaków. - Prezydent tego nie będzie robił, bo nie ma takiego obowiązku, ani pieniędzy. Jak będą ogrodzenia od strony wału przeciwpowodziowego, to żaden zwierzak tam nie wejdzie.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na stargard.naszemiasto.pl Nasze Miasto