Źle skończyło się zjedzenie kupionych pod koniec maja kabanosów dla stargardzianki. Trafiła na szpitalny oddział ratunkowy dławiąc się i dusząc przez coś, co utkwiło jej w przełyku. Lekarz, po zastosowaniu miejscowego znieczulenia, wyjął jej z gardła kleszczykami 1,5 cm długości nylonową żyłkę. Kobieta ma całkowitą pewność, że żyłka była w środku kabanosa.
- To była taka żyłka, jakie są przy metkach - opowiada Ilona Leśniewska. - Lekarz ją wyjął i wyrzucił, a przedstawiciele zakładów mięsnych, skąd były kabanosy, kazali mi wracać do szpitala i jej szukać!
Pani Ilona wysłała do zakładów paragon, wypis ze szpitala i pismo z żądaniem pięciu tysięcy złotych zadośćuczynienia.
- Usłyszałam przez telefon, że szef może mi dać ze swojej kieszeni, bez dalszych roszczeń i nagłaśniania, dwa tysiące złotych.
- Zmuszony jestem nie uwzględnić pani żądania - czytamy w piśmie radcy prawnego do pani Ilony. - Przeprowadzone zostało szczegółowe postępowanie wyjaśniające, w wyniku którego potwierdzono, iż nylonowa żyłka nie mogła pochodzić z kabanosów, ani żadnych innych wyrobów produkowanych w Zakładach Mięsnych Henryk Kania S.A. - Pani zgłoszenie zostało przekazane do Interrisk Towarzystwo Ubezpieczeń S.A.
W odpowiedzi dla Głosu stanowisko zakładów jest inne - wysyłają klientkę na policję. Najprawdopodobniej skończyłoby się to skierowaniem cywilnej sprawy do sądu.
- Sprawa zdecydowanie powinna zostać wyjaśniona przez policję, w szczególności zbadana pod kątem dowodów, jakie mogłyby odnosić się do naszej firmy - informują przedstawiciele zakładów. - Póki co nie można potwierdzić, iż nasze produkty mogły być uczestnikiem powołanego zdarzenia.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?